wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 1


            Wieczór powoli przejmował już panowanie nad światem. Rozgrzana słońcem ziemia z ulgą oddawała ciepło, sprawiając, że mieszkańców Lykoru czekała kolejna duszna noc. Chowające się za wierzchołkami drzew słońce rzucało krwistoczerwony blask na postać stojącą przy oknie. Ostatnie w tym dniu promienie przeczesywały lśniące, kruczoczarne włosy, zaglądały w równie szkarłatne oczy podziwiające ogród powoli pogrążający się w półmroku. Posiadacz tych dziwnych ślepi opierał się nonszalancko o parapet, ze znużeniem słuchając monologu swojego byłego mistrza.
– Raven, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytał z wyrzutem mężczyzna, przerywając bazgrolenie w papierach.
– Ależ oczywiście, mistrzu - prychnął ironicznie chłopak zwany Ravenem i niechętnie oderwał wzrok od wypielęgnowanych róż, przenosząc go na siedzącego przy biurku długowłosego. Uniósł kącik ust w kpiącym uśmieszku i demonstracyjnie ziewnął, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów, z czego dwa były zdecydowanie dłuższe i ostrzejsze od reszty.
– Skończyłbyś już ten teatrzyk? – mruknął Coral, wskazując mu ręką krzesło naprzeciwko. Wampir wolał jednak rozsiąść się wygodnie na parapecie. – Mam ci coś do powiedzenia.
– Zamieniam się w słuch – odparł chłopak, mierząc go spojrzeniem szkarłatnych, dużych oczu, obramowanych wachlarzykiem gęstych rzęs. Mężczyzna wziął głęboki oddech.
– Właśnie przydzielono ci ucznia – powiedział.
– Że co takiego? – prychnął Raven i zeskoczył z parapetu, w ułamku sekundy siadając na proponowanym mu wcześniej krześle. Lyxerlight odchylił się na oparcie fotela, czekając, aż napad furii u jego byłego ucznia minie. Troche to mogło potrwać, bo młody Rosamarth był powszechnie znany ze swojej złośliwości, wredoty i ciętego języka, ale przez te lata nauki zdążył już wypracować sobie sposób postępowania z księciem.
– Właśnie przydzielono ci ucznia – powtórzył mężczyzna. – Którego słowa nie rozumiesz? Słowniki są tam. – Wskazał mu palcem stojący pod ścianą regał wypchany księgami w skórzanych oprawach.
            Przewodniczący Rady również lubił denerwować ludzi, toteż z prawdziwą przyjemnością patrzył jak okrutne, piękne oczy Ravena zwężają się z wściekłości. Było wiele rzeczy, których chłopak nienawidził, unikał i starał się udaremnić, a wzięcie pod opiekę ucznia figurowało na samym szczycie tej listy. Sam dopiero co skończył naukę w Corala i miał zamiar cieszyć się tą wolnością do oporu.
– Nie będę niańczył jakiegoś smarkacza – syknął, wysuwając kły.
– Odezwał się dorosły – zakpił jego eks-mistrz i obserwował, jak były uczeń blednie ze złości. Przytyk na temat jego wieku był dobrym i skutecznym sposobem na rozdrażnienie młodego wampira, a zarazem na skrócenie swojej egzystencji. Rav miał dopiero 19 lat, natomiast Coral zbliżał się powoli do 150.
– Kto to jest? – spytał krótkowłosy niechętnie.
– Syn Gabriela.
            Wąskie brwi uniosły się w wyrazie zdziwienia.
– Mały Luxeliliar? – spytał.
– Owszem. I jak, zgadzasz się? – Coral uśmiechnął się zachęcająco.
– Nie – uciął twardo chłopak, wstając.
– Jak to nie? – spytał nadal spokojnie długowłosy.
            Ja chyba nigdy nie zrozumiem sposobu myślenia tego dzieciaka, pomyślał.
– Nie zgadzam się – warknął Raven. – Którego słowa nie rozumiesz?
            Posłał mężczyźnie pełen wyższości uśmieszek i odwrócił się w stronę okna z zamiarem wyskoczenia przez nie na dwór.
– Może schowasz tę swoją dziecięcą dumę do kieszeni i pomyślisz logicznie? – zaproponował opanowanym tonem Lyxerlight. – Twój ojciec cię zarekomendował Gabrielowi. Wiesz, że zależy mu na przyjaznych stosunkach z aniołami.
            Chłopak stanął, rozważając słowa mężczyzny. Faktycznie, miał rację. Jako heksa, a także książę, musiał działać z myślą o Królestwie, chociaż było mu to cholernie nie na rękę. Westchnął ciężko i zawrócił, siadając z powrotem na krześle.
– Zgoda – mruknął i nalał sobie trochę wina do leżącej na biurku czarki. Był tak przybity, że nie pokusił się nawet o żadną złośliwość, jego były nauczyciel natomiast uśmiechnął się szeroko. Raven syknął wściekle.
– Co chcesz o nim wiedzieć? – spytał niezrażony tym werbalnym ostrzeżeniem.
– Powiedz mi, w co się ubiera – prychnął chłopak, wyciągając z wewnętrznej kieszeni szaty srebrną papierośnicę. Wsadził między zęby papierosa i pstryknął palcami. Pomiędzy jego kciukiem, a palcem wskazującym pojawił się mały płomyk, którym podpalił koniuszek. Zaciągnął się mocno, siadając wygodniej na krześle, a Coral podsunął mu rzeźbioną popielniczkę. Czerwonooki zignorował ją, z premedytacją strzepując popiół na drogi dywan.
– Muszę przyznać, masz bardzo awangardowe metody oceniania ludzi – stwierdził były mistrz, patrząc z zaciśniętymi ustami jak chłopak ekspresowo wypala papierosa importowanego z Ziemi i wdeptuje peta.
– W końcu byłem twoim uczniem – mruknął Raven, wykrzywiając się ironicznie. – Kiedy mam go poznać?
– Jutro w południe – odparł Lyxerlight, pstrykając palcami. Przez drzwi wleciała miotełka i szufelka, hamując tuż przed nosem czarnowłosego. Chłopak zdusił na niej peta.
– To, że jestem czarodziejem, nie oznacza, że latam na miotle – prychnął. – Ale masz rację, powinienem wracać już do domu.
            Wstał i podszedł do otwartego okna, by wskoczyć na parapet. Wciągnął głęboko w płuca powietrze, kwiaty pachniały przejmująco. Nie zawracając sobie głowy żegnaniem się z byłym mistrzem wyskoczył na dwór, lądując miękko, pomimo że gabinet mężczyzny znajdował się na samym szczycie wielkiego pałacu. Kolejny plus wampirzego pochodzenia.
            Wszedł do stajni i wyprowadził swojego wierzchowca.
– Co, Onyx, spadamy do domu? – spytał. Jednorożec tylko cicho zarżał i dał pogłaskać się po aksamitnym pysku. Chłopak przytrzymał się srebrnego rogu i wskoczył na jego grzbiet, oplatając zwierzę nogami. Osobiście uważał siodła za barbarzyństwo i używał ich tylko przy ważnych uroczystościach. Klepnął zwierzaka w aksamitny zad i wyjechali w ciemną noc.
            Dojechał do swojej rezydencji i odprowadził jednorożca do stajni. Kazał służbie go umyć i wyszczotkować, a sam wszedł do domu i usiadł na parapecie z kieliszkiem wina w dłoni. Wpatrzył się w srebrzysty księżyc, mrużąc lekko oczy.
– Nie chcę żadnego ucznia – mruknął z wyrzutem w stronę gwiazd. Zamrugały współczująco, a on westchnął z irytacją i wyrzucił kieliszek przez okno. Stracił ochotę na cokolwiek.

***

            Fanuviel wylądował na środku jakiegoś dziedzińca, rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. To była jego pierwsza podróż poza granice Serafinraelu i to w dodatku drogą magiczną. Nadal był lekko skołowany po zaklęciu Razjela, ale dzielnie trzymał się na nogach. Gabriel opiekuńczo położył mu dłoń na ramieniu, aby dodać otuchy. Chłopak posłał ojcu blady uśmiech. Podszedł do nich jakiś czarnowłosy mężczyzna z wielką książką pod pachą i przyjrzał się z zainteresowaniem blondynowi.
– Witajcie – przywitał się. Aniołowie skinęli mu głowami. – Raven obiecał, że przyjedzie niebawem, ale znając go, zdążymy spokojnie się zestarzeć. Proszę za mną.
            Odwrócił się i zaprowadził ich do dużego, bogato ozdobionego salonu. Śliczna służąca wniosła kieliszki i karafkę pełną gatunkowego wina dla gości.
– Uważacie, że to dobry pomysł? – spytał Coral, zerkając na skulonego na fotelu w kącie chłopaka. – Zawsze możecie wybrać mu innego nauczyciela.
– Możemy – zgodził się Razjel. – Ale po co? Raven jest bardzo utalentowany, świetnie wykształcony i jestem pewien, że da sobie radę.
– O Rosamartha się nie martwię – prychnął czarnowłosy czarodziej. – Chodzi mi raczej o twojego syna, Gabrielu.
– Raven jest tylko 3 lata starszy od Fanuviela, myślę, że się dogadają. – odpowiedział Regent, mierząc Lyxerlighta przenikliwym spojrzeniem. Mężczyzna nieco zmieszał się pod tym wzrokiem.
– Nie znasz go – odparł. – Chłopak będzie miał z nim piekło – dodał, spoglądając współczująco na siedzącego cicho Fanuviela.
– To Raven będzie miał ze mną piekło, jeśli nie stawi się tutaj w ciągu pięciu minut – odpowiedział cierpko de Luxeliliar, spoglądając na duży, złocony zegar wiszący na ścianie. Nienawidził, gdy ktoś się spóźniał.
            W tym momencie ta sama służąca nieśmiało zapukała we framugę drzwi.
– Panie, panicz Rosamarth właśnie przyjechał – powiedziała cicho.
– No nareszcie. – Czarodziej wypuścił głośno powietrze. Jeszcze tylko mu brakowało konfliktów między aniołami i wampirami.
            Drzwi otworzyły się, ukazując niesamowicie przystojnego, młodego chłopaka w czarnym płaszczu, narzuconym na ramiona mimo dość wysokiej temperatury. Skinął z uśmiechem głową wszystkim mężczyznom, nie obdarzając swojego przyszłego ucznia choćby przelotnym spojrzeniem.
– Dłużej się nie dało? – prychnął Coral, patrząc z naganą na byłego ucznia. Raven wykrzywił ironicznie wąskie, blade, ale bardzo kształtne wargi.
– Dało, ale dzisiaj mam dzień dobroci dla zwierząt – odparł zimnym, dźwięcznym głosem. – Takich słodziutkich, białych i pierzastych – dodał, zerkając w stronę białych skrzydeł aniołów. Spojrzał wyzywająco w bladą twarz Razjela, ale z zawodem stwierdził, że nie ma na niej ani śladu emocji poza pełnym wyższości znudzeniem.
– Skończyłeś? – spytał anioł, unosząc brwi. – Jeśli tak, to chciałbym przedstawić ci twojego ucznia. – Kiwnął ręką na chłopca, który podszedł i ukłonił się z szacunkiem. Brunet nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
– Od teraz jesteś zobowiązany do wyszkolenia go i przekazania mu swoich umiejętności – dodał przewodniczący Rady Czarodziejów.
– Super, mam nadzieję, że moje obowiązki nie obejmują również konieczności zmiany pieluch i wycierania noska – prychnął wampir.
            Niebieskooki nie przejął się tym brakiem uwagi ze strony swojego nowego mistrza. Dzięki temu mógł dokładnie mu się przyjrzeć. Brunet miał idealnie bladą cerę, właściwą tylko wampirom, półdługie, kruczoczarne lśniące włosy i bardzo kuszące usta, teraz wykrzywione w ironicznym uśmiechu oraz ostry podbródek, który nadawał mu drapieżności. Smukłą, wysoką sylwetkę podkreślał idealnie skrojonymi, czarnymi ubraniami z wysokogatunkowych materiałów. Na bladych dłoniach, zakończonych ostrymi, czarnymi paznokciami, miał rękawiczki bez palców i dużo srebrnych pierścieni. Na szyi nosił wisiorek ze znakiem heks – czarną gwiazdę o sześciu wierzchołkach, a na niej rubinową literę H. Najbardziej zachwycające jednak były oczy.
            Duże, migdałowe, o barwie świeżej tętniczej krwi. Intensywnie szkarłatne, miejscami wpadające w purpurę, otoczone bardzo długimi, ciemnymi, podkręconymi rzęsami. Dodatkowo podkreślały je ciemne obwódki starannie wykonane kredką do oczu.
            Piękne, pomyślał z podziwem blondyn. Ale ten makijaż wygląda jakoś tak... pandzio.
            Czarnowłosy chłopak momentalnie przerwał wygłaszanie swojej ciętej riposty i błyskawicznie odwrócił się w stronę swojego ucznia, po raz pierwszy obdarzając go całą swoją uwagą. Zmrużył jeszcze bardziej swoje cudowne oczy, które błysnęły groźnie.
– Czy ty sugerujesz, że przypominam ci PANDĘ? – syknął cicho, wysuwając kły. Niebieskookiego przeszedł dreszcz i zarumienił się mocno.
            On umie czytać w myślach?
            Oczywiście, że na twoje nieszczęście umiem – usłyszał zimny i zły głos bruneta we własnej głowie, ale tak, jakby rozlegał się pod wodą albo w jakiejś bardzo głębokiej jaskini. Przestraszony od razu spróbował oczyścić umysł ze wszystkich myśli, jak uczył go wujek Razjel, ale wywołało to tylko szyderczy śmiech Ravena wewnątrz jego czaszki.
            Wampir wstał.
– Wydaje mi się, że już uzgodniliśmy wszystko, co trzeba – powiedział. – Dopilnujcie, aby chłopak przeprowadził się do mnie w ciągu tygodnia.
            Złożył palcami dziwny znak i rozpłynął się w powietrzu. Blondyn wpatrywał się z otwartymi ustami w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał jego mistrz, a po chwili Razjel wykonał podobne zaklęcie i znaleźli się na dziedzińcu pałacu Gabriela. Czarodziej pożegnał się ze swoim przyjacielem oraz jego synem i zniknął. Aniołowie weszli do domu.
– Jak ci się podoba nowy nauczyciel? – spytał ojciec, wbijając w blondyna przenikliwe, zielone spojrzenie.
– Jest... dziwny. Sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie chciał mnie uczyć – odparł cicho Fanuviel. Gabriel westchnął.
– Bo wcale nie chce, ale każda heksa ma obowiązek wyszkolenia swojego ucznia – powiedział Regent, pocierając kąciki oczu.
– Ojcze, czy ja naprawdę jestem heksą? – zapytał cicho chłopak, wbijając błękitne spojrzenie w mozaikę na podłodze.
– Oczywiście, że tak.
– Ale ja nic nie umiem – jęknął blondyn. Raven potrafił czytać w myślach i zniknął, wykonując kilka znaków palcami, a on o magii nie miał bladego pojęcia.
– Właśnie dlatego oddaję cię pod opiekę Ravena. On cię nauczy – obiecał Gabriel, uśmiechając się delikatnie. Wspólnie weszli do jadalni, gdzie służąca nakładała już obiad.

***

            Raven spod półprzymkniętych powiek obserwował chłopaka siedzącego przed nim w fotelu. Blondyn nie wiedział, co ma zrobić z rękami i jak ognia unikał kontaktu wzrokowego. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko, bawiąc się kieliszkiem z winem.
            Śliczny, stwierdził w myślach. Uroczo niezdarny i bardzo słodki. Bezużyteczny w walce.
            Anioł wyglądał na nieco ponad piętnaście lat, miał nieco przydługie, złociste włosy lśniące w słońcu i duże oczy o barwie czystego błękitu. Miał drobne, różane usteczka i brzoskwiniową, świeżą cerę. Skrzydła na razie miał schowane, więc nie mógł ocenić ich wyglądu.
            Przyjrzał się uważnie ubraniom chłopaka. Przynajmniej w jednej kwestii Asmodeusz ma rację. Demon zawsze mawia „Pokaż mi, w co się ubierasz, a powiem ci, kim jesteś”. De Luxeliliar miał na sobie czarną koszulę z białą lilią, herbem jego rodziny i zwykłe, białe spodnie oraz czarne pantofle. Skromny, przepisowy strój, zero ekstrawagancji i inwencji twórczej. Chłopak jest nieśmiały, uczynny, pracowity i aż obrzydliwie dobry. Wampir uśmiechnął się pod nosem. Zabawnie będzie deprawować niewinnego aniołka.
– Jak masz na imię? – Przerwał w końcu milczenie. Blondyn podniósł na niego spojrzenie lazurowych, wielkich ocząt o niewinnym wyrazie.
            Rasowy aniołek, pomyślał. Tylko gdzieś mu wcięło aureolę.
– Fanuviel – odparł cicho chłopiec. Czerwone oczy rozbłysły groźnie.
– Moje imię już znasz, chociaż na razie nie jest ci ono do niczego potrzebne. Masz zwracać się do mnie per „mistrzu”, jasne?
– Tak jest, mistrzu – odparł szybko niebieskooki. Rosamarth wykrzywił wargi w pełnym zadowolenia uśmieszku. Mały szybko się uczy.
– Od jutra zaczniemy naukę – powiedział brunet. Tym razem to lazurowe ślepia błysnęły z podniecenia.
– Nauczysz mnie magii, mistrzu? – zapytał, szeroko otwierając oczy.
            Nadgorliwy, ocenił Raven.
– Jeśli sobie na to zasłużysz – odpowiedział. Blondyn wyprostował się, a jego oczy zalśniły zapałem dobitnie świadczącym o tym, że zrobi wszystko, aby tylko zasłużyć na poznanie tajników czarodziejstwa.
– Dzisiaj jeszcze masz wolne, rozpakuj się i zaaklimatyzuj – polecił czarnowłosy, wstając. – Jutro widzę cię tutaj o ósmej rano.
            Chłopak zerwał się z krzesła, niemal je przewracając. Wampir wypuścił powietrze z irytacją. Blondynek ukłonił się szybko i wyszedł, zostawiając czarnowłosego sam na sam z kieliszkiem wina i swoimi myślami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy